W dzisiejszym świecie jesteśmy bombardowani ze wszystkich stron billboardami, zdjęciami, artykułami propagującymi określony typ wyglądu. Tak jest, nikt się z tym nie kłóci. Podświadomy przekaz jest taki, że jeżeli ktoś wygląda odpowiednio (oczywiście dobrze) to osiągnie więcej, ma więcej szans na osiągnięcie szczęścia (czymkolwiek ono jest 😉 ). Przywykliśmy do takiego życia, lecz czy to oznacza, że mamy jeden, idealny kanon piękna i to świadczy o naszej przydatności do życia?
Tak, w tym miejscu, mówię trochę o tym, żeby każdy z nas szczerze sobie odpowiedział na ten temat. Co sądzi, jak postępuje w życiu i jak patrzy na siebie w odniesieniu do tego?
Generalnie, nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że ten przekaz wpływa trochę na to jak o sobie myślimy. Przynajmniej tak się nam mówi i z pewną tego częścią nie będę dyskutować. Chcę jednak zwrócić uwagę, że nasz stopień podatności na to co nas otacza zależy również od tego jak o sobie myślimy.
Pogmatwałam?
A chodzi mi po prostu o to, że to działa w dwie strony. Im mamy niższe poczucie własnej wartości, tym bardziej dążymy do tego, żeby być perfekcyjnym i tym bardziej zewnętrzny świat staje się dla nas wyznacznikiem. Rozwińmy temat. Mówiąc o poczuciu własnej wartości mam na myśli własne przekonania na swój temat i to jaką wagę tym przekonaniom nadajemy. Można oczywiście definiować to inaczej, ale ja na dzień dzisiejszy przyjmę taką definicję.
Poczucie własnej wartości a wygląd zewnętrzny
Niestety, wygląd jest „rzeczą”, która jest jedną z najbardziej podatnych jeżeli myślimy właśnie o pewności siebie czy poczuciu własnej wartości. Definiujemy się przez strój, przez wygląd, nawet jak bardzo silnie nie zaprzeczalibyśmy, że nie liczy się powierzchowność a wnętrze. Mamy subkultury ubierające się w określony sposób, młodzież ma swoje trendy, moda jest ważna, a kobiety radzą sobie jaki makijaż jest teraz na topie. Tak więc, chcąc nie chcąc to właśnie wyglądowi zewnętrznemu jako jednemu z kilku (dla każdego ten ranking wygląda trochę inaczej) przypisujemy określoną (zwykle wysoką rangę).
Negatywne przekonanie o sobie w tej kwestii prowadzi nas jak po sznurku do tego, żeby myśleć o sobie w zaniżonych kategoriach (owszem jest to uproszczenie, ale proszę powiedzieć – jeżeli uważamy się za nieatrakcyjnych to czy jest to dla nas przyjemna myśl?). Jesteśmy więc na tym biegunie skali, który jest oczywisty i o którym wszyscy mówią. „Źle wyglądasz – źle się czujesz”. I tu pojawia się szereg porad dotyczących „Kup sobie coś ładnego”, „Jeśli zadbasz o to co na zewnątrz, będzie lepiej”. Na bazie tych przekonań powstały, zresztą bijące rekordy popularności, wszelakie programy, dotyczące zmiany tego jak się ubierać, obiecujące uczestnikom, że będą wyglądali 10 lat młodziej itp. itd. Znacie prawda? Kto z nas nie widział takich programów. I żeby nie było, nie zrozumcie mnie źle – ja nie wszczynam przeciw temu krucjaty. Jest to bardzo ważne.
Chcę tylko powiedzieć, że to jest jeden biegun, że w ten sposób, zamiast pomagać wspieramy myślenie, mówiące że jest jakiś jeden kanon, do którego wszyscy powinniśmy się dopasować. Mówiąc o tym, że jak będziesz się inaczej ubierać, będziesz lepiej wyglądać to generalnie Twoje życie się zmieni jeszcze bardziej wpadamy w pułapkę.
Dlaczego?
Ano dlatego, że podświadomy przekaz, który fundujemy tej przemienianej osobie i również odbiorcom jest taki – „Teraz wyglądasz źle, zrób coś ze sobą”, tym samym mówimy jej, że taka jaką ona/on jest jest brzydka/brzydki, nieakceptowany społecznie. I jak myślicie – co dzieje się z jej samooceną i odbiorców? No właśnie…. Zamiast iść w górę, spada w dół. Poprawa zewnętrzna w tym wypadku niekoniecznie idzie w parze z tym co faktycznie mamy w głowie. To się nie dzieje świadome, ten proces jest nieświadomy, to jak czytanie między wierszami w kłótni z partnerem, 🙂
Myślimy – „No tak, może ja też powinnam coś ze sobą zrobić. To dlatego, jeszcze nie dostałem podwyżki, nie znalazłam miłości, nie powodzi mi się w życiu…” Nadajemy temu wyglądowi rangę, którą niekoniecznie ma w rzeczywistości, przeceniamy go. Przykładów można mnożyć wiele. Każdy z nas ma swoją piętę achillesową, którą w tym miejscu włoży.
Do czego nas to prowadzi dalej?
W najlepszym przypadku do tego, że spojrzymy w lustro i stwierdzimy, że no ok, nie jest tak dobrze jak na szklanym ekranie, ale źle również nie jest.
A z drugiej strony część z nas, zmotywowana przekazem podejmie pracę nad sobą, nieświadomą bądź świadomą. I tu zaczyna się tak naprawdę podchwytliwa część i schody. Trzeba pamiętać, że wszystko ale to wszystko jest kwestią umiaru. Możemy pozostać również po stronie tych próbujących – odchudzać się, chodzić na siłownię, odwiedzać kosmetyczkę, spożywać jakieś suplementy mające dać nam siłę, zdrowie itd. Jest jednak cienka granica pomiędzy umiarem, a przesadą. Osoby z naprawdę niskim poczuciem własnej wartości mogą łatwo wpaść w pułapkę perfekcjonizmu (o perfekcjonizmie tutaj) i stale dążyć do „jakiejś zmiany”. Pytanie jakiej i kiedy w końcu będą z siebie zadowoleni? (Widzicie pułapkę tego myślenia?). Obawiam się, że nigdy… dopóki nie zdadzą sobie sprawy z tej drugiej części naszej skali. A mianowicie z tego, że jest również na odwrót – im bardziej siebie lubimy, tym większa w nas będzie akceptacja i zadowolenie ze swojego wyglądu. I to jest ten zdrowszy biegun. Dlaczego? Dlatego, że tutaj nasze przekonania wynikają z wnętrza, czyli z tego co naprawdę nas buduje, a nie z czynników zewnętrznych.
Zaburzenia odżywiania, presja, przesadne dbanie o siebie, nałogi…
Osoby z niskim poczuciem własnej wartości często nakładają na siebie presję, która prowadzi do tego, że nigdy nie będą szczęśliwe same ze sobą, próbują się wtłoczyć w jakieś ciasne ramy, zamiast zacząć akceptować siebie. Powiecie – no tak, to następny głodny kawałek – ale jak to zrobić? Oczywiście nie jest to łatwe, bo to co świadomie sobie powiemy, nie zawsze trafia do naszego wnętrza, ale mimo wszystko warto w pierwszym kroku sobie to uświadomić, a także z czego to niskie poczucie własnej wartości wynika. Z perfekcjonizmu, chęci bycia idealnym wynika szereg zaburzeń. Zaniżone poczucie własnej wartości ujawnia się często w zaburzeniach odżywiania, samookaleczaniu, zakupoholizmie, przesadnym dbaniu o siebie ale też nałogach, czyli kompensowaniu sobie swojego wewnętrznego bólu tym co zewnętrzne, przyjemnościami które są pozorne.
Pierwszą podstawową rzeczą na dzień dzisiejszy jest więc sprawdzenie i takie szczere odpowiedzenie sobie – co myślę o swoim wyglądzie, co w ogóle myślę o sobie? Czy w moim postępowaniu kieruję się tym co zdrowe i normalne, czy dążę do spełnienia wyimaginowanego obrazu samego siebie?
Chciałabym Wam dzisiaj przekazać, żebyście uważali na to co robicie ze swoim ciałem i wyglądem, zastanowili się czy leczenie swoich kompleksów tym co zewnętrzne naprawdę przyniesie Wam efekt, którego oczekujecie? Ponieważ, to co naprawdę ważne i z czego płynie poczucie własnej wartości wynika z wnętrza… i nie jest to truizm. Niestety. Ten kij z dobrym wyglądem ma dwa końce.
Zachęcam do podzielenia się swoją refleksją. Może jest coś czego nie napisałam, albo poruszyło Twoją wyobraźnię?
Zapraszam również na warsztaty: „Kobieca strona medalu – czyli znajdujemy poczucie własnej wartości” – LINK DO WYDARZENIA